No cóż. Nie będę oryginalna i poświęcę kilka zdań, żeby opisać sytuację panującą w okolicznych wsiach. Czegoś takiego, jak żyję jeszcze nie widziałam. Nie raz pobliska rzeka trochę wylewała, ale co najwyżej zalewając niewielkie pola wokół siebie. W tym roku aż strach mnie ogarnia i żal tych ludzi. Pozalewane całe posesje, domy do połowy, ulice nieprzejezdne, mosty zamknięte… Wybraliśmy się dwa dni temu z Kubą na przejażdżkę rowerem i to co zobaczyliśmy – zszokowało mnie.
W szkole zamieszanie na całego. Codziennie dyrektor zwalnia uczniów mieszkających za jakimkolwiek mostem i organizuje bus, który odwozi ich do domów. Część nauczycieli w ogóle nie dociera do pracy i nie tylko nauczycieli. Całkowita dezorganizacja życia codziennego, a deszcz na najbliższe dni wciąż jest przewidywany.
Moja mama ma jeden argument – trzeba się modlić za ludzi, których ta powódź najbardziej dotknęła, bo bez pomocy boskiej część z nich pewnie się załamie i nie daj Bóg, odbierze sobie życie. Po tych jej słowach lampka mi się w mózgu zaświeciła. Skoro trzeba przyzywać pomocy boskiej, by poradzić sobie ze skutkami powodzi, to gdzie był ów łaskawy Bóg kiedy przez kilka tygodni non stop padał deszcz, który ową powódź wywołał? Jakaś kara? Nowe doświadczenie? Sposób na opamiętanie? Czy próba wymuszenia modlitw? Wierząc w to, że Bóg jest wszechmogący, wszechwiedzący, miłosierny etc, trzeba wierzyć również w to, że to właśnie ten Bóg zesłał powódź, a tłumaczenie sobie, że to nie jest kara tylko błogosławieństwo już do mnie nie trafia. Nie w takiego Boga wierzyłam i chciałam wierzyć. Nie w mściwego i takiego, który chce by Go wiecznie błagano o litość i udowadniano mu, że się w Niego wierzy. No chyba, że ja źle chcę. Może nie warto w dzisiejszym świecie liczyć na uczciwość, nawet od Boga. Bo takie “zachowanie” moim zdaniem nie jest uczciwe. Mam jednak świadomość, że ludzie również nie są uczciwi. Ale to nie powód, by się tak mścić i zabijać ludzi i odbierać im dorobek całego życia. Najczęściej cierpią Ci, którzy i tak mają mało lub prawie nic, a bogacze na wysokich stanowiskach (np. politycy) nigdy nie odczuwają skutków klęsk żywiołowych. I to jest ta sprawiedliwość. Ja dziękuję za sprawiedliwość po śmierci, skoro sieroty w Afryce wyrzucone do śmietnika umierają z pragnienia i głodu. To ma być ich droga do zbawienia? Okrutne męczarnie, za nic?! Gdyby miały wybór i wiedziały, jaki los ich czeka z pewnością podziękowałyby za dar życia, wolałyby się nigdy nie urodzić, ale oczywiście antykoncepcja jest zakazana przez kościół. A który katolik tak naprawdę się do tego stosuje? Większość katoliczek (deklarujących się) stosuje antykoncepcję hormonalną i większość katolików kupuje gumki…
Zeszłam z tematu, ale jakoś mi się to wszystko powiązało. W końcu temat “Bóg” jest niezwykle rozległy, bo ów jest wszędzie, w najdrobniejszym szczególe ludzkiego życia.

Co do Boga. Znowuż powiązanie z…kursem prawa jazdy. W zeszłym tygodniu w końcu się zdecydowałam i zapisałam się. Tak więc codziennie wracam do domu po dziewiętnastej z racji wykładów. Tak na marginesie mówiąc – brakowało mi tylu obowiązków. Dawniej trzy razy w tygodniu miałam zajęcia po lekcjach po 2 godzinki, a od roku tylko 50 min. Przez najbliższe dwa tygodnie szykuje mi się codziennie 2,5 godziny i może ktoś pomyśleć, że zwariowałam, ale się cieszę 🙂
Tym większa jest moja radość, że na wykładach jest przesympatyczna atmosfera. Gdyby tacy wykładowcy pracowali w szkołach, przypuszczam, że młodzież chętniej chodziłaby na lekcje i więcej by z nich wynosiła. Na pierwszy rzut oka widać, że nasz wykładowca to niezwykle kontaktowy i sympatyczny człowiek, a przede wszystkim wierzący… Już nam zalecił, byśmy przed pierwszą jazdą poszli do spowiedzi, coby czuć się bezpieczniej. I cały czas wspomina o Bogu. Nie mówię, że to coś złego. Po prostu łatwo można zauważyć, jak wielki wpływ na życie ludzi ma Bóg i cała historia z nim związana. Nasza kultura jest przesiąknięta tym tematem i w każdej chwili, każdego dnia zauważyć można jego wpływ na życie codzienne. Nawet zwykłe powiedzenia typu “O Boże, O Jezu” weszły nam na tyle w krew, że znajomy ateista dość często tak mówi, wprawiając wszystkich w osłupienie.

Wypadałoby już chyba kończyć. Obiad i rowerkiem do Kuby. Mam nadzieję, że mnie bardzo na tym rowerze nie wymęczy, bo oczywiście o 16.00 wykłady 🙂
W następnym poście napiszę o tym, o czym chciałam pisać bodajże wczoraj, ale już mi czasu brakło.
“Z wyciągniętymi rączkami, słodko przebierając paluszkami głośno krzyczy Soniuś…” 😉