Udało mi się dorwać na chwilę do kompa. Upragniony spokój i klawiatura należą tylko do mnie. Niestety nie jestem u siebie i nie mam jeszcze własnego Internetu, ale korzystam z dobroci Kuby. A właściwie z niewyobrażalnego szczęścia. Otóż w telewizji leci kolejny mecz i Kuba, jak na faceta przystało, poszedł Go oglądać. Ja w tym czasie mam trochę czasu, by napisać parę zdań. Swoje przed telewizorem już odrobiłam oglądając ciekawy mecz Niemcy – Anglia.
Wracając do rzeczy bardziej przyziemnych – otóż szczęśliwie zakończyłam rok szkolny. Nadzwyczaj szybko uwinęłam się z odbiorem świadectwa, a to za sprawą mojego wychowawcy, któremu śpieszyło się na samolot do Egiptu, tak też bez mszy, akademii i zbędnych ceregieli, jeden podpis i do domu. Wróciłam jakże szczęśliwa. W prawdzie nie z czerwonym paskiem, ale względnie zadowolona z moich wyników. Najbardziej obawiałam się reakcji mamy, ale zamiast dociekliwych pytań, dlaczego taka, a nie inaczej obdarowała mnie uśmiechem i całusem, co niezwykle pozytywnie nastawiło mnie na resztę dnia 😉
Próbne matury też poszły całkiem nieźle. Przynajmniej na wakacje poszłam względnie spokojna. Matura, przynajmniej na czas wakacji, przestała mi spędzać sen z powiem. Teraz już wiem, że wszystko da się osiągnąć, wystarczy włożyć odrobinę pracy i wysiłku, aby nie powinęła mi się noga.
Jak pięknie zaczęłam wakacje, tak „tragicznie” zakończyłam weekend. Pech chciał, że wywaliło mi Internet. Do właściciela dzwoniłam w sobotę, tylko po to, żeby usłyszeć, że ów nie ma czasu przyjechać do swojej klientki i „jak będzie w pobliżu, to wpadnie w poniedziałek”. Osz jakże mnie to wyprowadziło z równowagi. Płaci mu się za usługę, a ten najzwyczajniej w świecie lekceważy klientów. Na szczęście od sierpnia przenoszę się gdzie indziej. I problemów z obsługą już nie będzie, gdyż wszelkie formalności będą załatwiane u ojca Kuby 😉
A teraz całkiem z innej beczki. Ostatnio czuję jakby małe poruszenie na moim blogu, co bardzo cieszy. Mimo, że nie piszę „pod kogoś” to jednak cieszę się, że ktoś dobrowolnie poświęca swój czas, żeby tu zaglądnąć i przeczytać, co mam do powiedzenia. Sądzę, że duża zasługa w tym Bestii z Małej ocenialni blogów, która w bardzo ciekawy sposób skrytykowała, ale i pochwaliła mój blog. Swoją opinię na jego temat przedstawiła w ciekawym artykule. Ogólnie ostra krytyka mnie demotywuje. Jak niektórzy lubią „dostać kopa”, co by się ogarnąć, tak ja wolę w bardziej subtelny sposób zostać skrytykowana, by poczuć chęć do dalszego działania. Za to więc jestem Bestii niezmiernie wdzięczna 😉 Ona też przyczyniła się do niewielkich zmian na moim blogu. Póki co spokojnie, może kiedyś będzie odważniej.
Myślałam, że będę miała tylko kilka minut, dlatego nie rozpisywałam się w komentarzu pod moją oceną na Małej, ale jako że Kuba zniknął może pokrótce odniosę się do tej oceny.
Otóż…dlaczego przed ukazaniem się oceny nie dodałam nowego posta, już wiadomo – problemy techniczne. Planowałam to zrobić, jednakże złośliwość rzeczy martwych wygrała.
Co do „ął” i „ą”, przyznaję się bez bicia, to mój najczęstszy błąd, nie tylko na blogu, ale również na wypracowaniach z polskiego. I pewnie trudno będzie w to uwierzyć, ale zasadę z tym związaną znam, niestety mój pośpiech i brak dokładności wielokrotnie zwycięża. Poza tym mam dziwną zdolność przekręcania, a właściwie mylenia liter. Czasem, gdy czytam swoje notatki w zeszytach, aż sama się sobie dziwię. Nierzadko nie ma dla mnie różnicy, czy napisałam „k”, czy „m”, czy „p”, czy „b”. to jest dość uciążliwe, gdyż w trakcie pisania jestem święcie przekonana, że jest dobrze, dopiero po jakimś czasie okazuje się, że jest inaczej. Na blogu nie mam tego problemu, gdyż większość błędów jest wychwytywanych i podkreślanych, dzięki czemu mogę się poprawić.
Co do słowa „bieżący” – dziś mi się to przydało, gdy przepisywałam mamie (ze słuchu, dyktowała mi) sprawozdanie… i od razu pomyślałam o Bestii 😉
Bardzo częstym błędem jest u mnie również „coraz” i tutaj przyznaję szczerze nigdy nie wiedziałam, jak się to pisze. Ale jestem wzrokowcem i raz konkretnie poprawione błędy koryguję, także obiecuję poprawę ze swojej strony;)
Hmm cóż więcej mogę dodać? A wiem. Małe zagmatwanie odnośnie historii z zegarkiem, dziadziem i ciotką. No cóż, miałam swoje powody, jednakże wykazałam się niekonsekwencją. Publicznie nie będę tego tłumaczyć, bo jednak pewne ryzyko, że ktoś mnie rozpozna istnieje, a tego bądź co bądź bym nie chciała, bo wielokrotnie podkreślałam, że środowisko, w którym się obracam nie jest godne zaufania. W razie ciekawości pisać na pv 😉
Najprawdopodobniej wszystkiego nie skomentowałam, ale jak tylko zasiądę już przed swoim kompem, wrócę do tego.
Pasowałoby kończyć, choć ciężko mi urwać myśl. Ale po takiej przerwie mogłabym pisać do rana. Dużo mam do nadrobienia i z pewnością to zrobię 😉