Natłok myśli, spraw i wrażeń. Tyle się dzieje. O tylu rzeczach bym chciała napisać, a nawet nie wiem od czego zacząć.
Po pierwsze to od ładnych 3 godzin po pokoju, zawzięcie lata jakaś ćma i mnie denerwuje, a mi się nie chce jej wygonić, ani zabić.
Po drugie, kiedy patrzę na moje dwie ukochane paprotki, aż żal mi się ich robi. Za grosz nie mam ręki do kwiatów i bidulki schną na moich oczach, mimo że w doniczkach mają mokro (a ostatni raz nie wiem kiedy je podlewałam).
Po trzecie, chyba jakaś gorączka mnie bierze, boli mnie gardło, łupie w kościach i ogólnie fatalnie się czuję. A nie chcę. Chcę i muszę być zdrowa!
Po czwarte – część teoretyczna kursu na prawko zakończona wczoraj. Teraz tylko czekają mnie jazdy i egzaminy. Na pierwszą jestem umówiona już we wtorek i mój stan zdrowia nieco mnie przeraża. Jak się rozchoruję na dobre to co ja pocznę? Chcę już jeździć, chcę się oswoić ze samochodem i ulicami. Przyznaję, że boję się i to bardzo. Śni mi się to po nocach, na samą myśl robi mi się gorąco, ale z drugiej strony czuję niewyobrażalne podniecenie i radość. Już bym chciała siedzieć w tej “eLce” i kaleczyć cuś po bocznych dróżkach. Lepsze to niż siedzenie w domu i nieustanne mówienie, że się boję. Żałuję, że się nie umówiłam na poniedziałek. Zawsze to mniej czekania. Ale nie będę już kombinować i poczekam cierpliwie ten jeden dzień. Trzydzieści godzin minie szybko i później egzamin. Grr jak ja bym chciała zdać za pierwszym razem.
Dalej wyliczać już nie będę, bo nie w tym rzecz. Dzisiaj znowu byliśmy z Kubą na rowerze. Jakoś w tamtym roku bardziej za tym rowerem przepadałam, bo nie był on przyczyną tylu kłótni… Mam nadzieję, że do jakiegoś kompromisu w tej sprawie dojdziemy i więcej konfliktowych sytuacji nie będzie…
Dziś, po raz któryś, przypadło mi w udziale jechać do Kuby. Sama jeździć nie lubię, ruchliwa ulica, straszny hałas. Deprymuje mnie takie coś. Niby mieszka prawie, że na wsi, ale jeszcze niedostatecznie :p Ale za to jak już do Niego dojadę to ten spokój, który bije z miejsca w którym mieszka, od razu mi się udziela i mnie uspokaja. Uwielbiam Jego dom, ale tylko latem. Bo w zimie nie ma takiej intymności, jak u mnie. U Niego istnieje większe ryzyko, że ktoś (łącznie z mamą) wpadnie do pokoju. U mnie to tylko niesforny braciszek, ale i z tym jakoś można sobie radzić 🙂
Wracając do Niego. Zajeżdżam na podwórze, a tam siedzi Jego dziadek. Drzwi od domu otwarte na oścież zachęcają do wejścia. Nie trzeba długo czekać, a w progu stoi Kuba 🙂 No i jak to facet…najlepszą koszulkę wziął do prac domowych, wybrudził ją porządnie i musiałam mu ją zapierać. Później układać ciuchy i dzielić się moim! batonem, którego dostałam od Jego babci ;D Aaale podroczyłam się troszkę i w końcu podzieliłam się batonikiem. Choć średnio sobie zasłużył :p Na szczęście się poprawił i tym samym wprowadził mnie w dobry nastrój.
Jak ja lubię, kiedy On się bawi moimi włosami, kiedy mnie przytula, całuje i wychodzi z siebie na mój widok 🙂 To takie słodkie i piękniejsze niż najwznioślejsze słowa.
Niestety magia dzisiejszego dnia prysła, kiedy wróciłam do domu i z każdą minutą czułam jak z zewnątrz robi mi się gorąco, a od środka trzęsie mnie z zimna. I taki stan pozostał do teraz. Mam nadzieję, że do rana mi to przejdzie, bo nie widzi mi się leżeć w łóżku, choć głowa co raz cięższa i oczy bolą, bynajmniej nie ze zmęczenia…

Poza tym, warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. W piątki na ostatniej lekcji mamy religię. Tak też w ten piątek wyszedł temat ludzi, którzy odeszli od Boga i jaka “nagroda” ich za to czeka. Zadałam siostrze jedno pytanie, na które odpowiedziała mi wymijający, przytaczając później podobny do mojego przykład. Nie chce mi się opisywać obu sytuacji. W każdym bądź razie wyszło na to, że religia rządzi się swoimi prawami i jeśli tylko ktoś kto otwarcie na łożu śmierci nie życzy sobie księdza, ale później z różnych przyczyn nie może już wyrazić sprzeciwu, wbrew swoim uczuciom “dostanie” tego księdza, czy mu się to podoba, czy nie. I gdzie tu sprawiedliwość? To tak jakby ktoś prosił o przybycie księdza, ale zaniemógł i rodzina niewierząca odmówiłaby, twierdząc, że to dla dobra tej osoby… Uczciwe? Nie. Więc dobrze by było, aby ta uczciwość dotyczyła obu stron. Religia mówi o tolerancji, niech więc się do tych słów stosuje 🙂
Co najważniejsze, o czym chciałam napisać, równo z dzwonkiem w klasie zrobił się szum, przez który udało przebić się siostrze by powiedzieć do mnie, cobym została na przerwie. Z duszą na ramieniu poszłam do biurka, ale już wiedziałam czego się spodziewać. Wiedziałam, że prędzej czy później “wezwie” mnie do siebie, bo widziała mnie już z Kubą. Spodziewałam się też nieco ostrzejszych słów z Jej strony, a usłyszałam tylko, że wspiera mnie modlitwą i mi dopinguje, wierząc że mi się uda. Podkreślała też wiele razy, że Kuba to naprawdę bardzo dobry, mądry i fajny chłopak tylko nieszczęśliwy i zagubiony.

Pytała też na wstępie, czy u Kuby nic się nie zmieniło, w sensie wiary? Stanowczo odparłam, że nie. Za to u mnie…zmienia się wciąż. Wielka rewolucja dobiegła końca, teraz odczuwam jej skutki. Co mnie cieszy, bo wbrew opiniom co niektórych osób, nie robię niczego na przymus, ślepo, z miłości do Kuby. Jeszcze chyba nigdy się tyle nie omyślałam, co w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Za to dokładnie w tej chwili już nie myślę w ogóle. Jestem śpiąca, zmęczona i jakoś dziwnie skołowana. Niby już luzy, ale do tej szkoł jeszcze trzeba chodzić. No cóż.
Czekam wtorku jak zbawienia, coby przestały nawiedzać mnie koszmary 🙂