No i mieliśmy rocznicę. Ogólnie z wczorajszego dnia chcę zapamiętać tylko jeden słodki akcent. Pomijam fakt, że Kuba znowu się spóźnił na rower, ale za to z językiem na brodzie przyjechał i wręczył mi prześliczny, malutki bukiecik stokrotek oplecionych gumką recepturką (wiele razy mu opowiadałam, jak to czynił mój tato, wręczając bukieciki mojej mamie) 🙂 No i jak ręką odjął wszystkie moje złości. Bo byłam wkurzona, że nawet w rocznicę się spóźnia. Ale w końcu przy głównej ciężko by było znaleźć stokrotki. Jako, że dał mi ten bukiecik koło garażu (z racji tego, że wyciągałam rower), tak więc nałapaliśmy deszczówki do kieliszka, coby mi kwiatuszki nie zwiędły zanim wrócimy z przejażdżki. Niestety jak wróciliśmy, przestraszyłam się, bo stokrotki się “pozamykały”. Przez noc jednak odżyły i pięknie prezentują się na moim biurku 🙂 Takie małe coś, za darmo, zerwane na łące cieszy o wiele bardziej niż najdroższy bukiet kwiatów z kwiaciarni, bo od serca 🙂
I mimo, że wczorajszy dzień nie należał do udanych staram się jakoś nie załamywać. Choć mam jakiegoś dziwnego kaca cały dzień. W szkole dość szybko mi zleciało, choć wolałam z Kubą jechać na zajęcia. Jednakże nie chciało mu się wstać na rano, tak więc chcąc nie chcąc siedziałam w szkole. Potem dostałam od Niego tylko jednego smsa, a za kilka godzin kolejnego z prośbą. To było na tyle. Wiem, miał zajęcia, może nie miał czasu, ale tak Go dzisiaj potrzebowałam…
Na szczęście koleżanka dała się namówić na pizzę i na drinki. Spędziłyśmy bardzo miłe popołudnie, pogadałyśmy sobie od serca, co mnie bardzo zaskoczyło. Raczej z nią na takie tematy nie rozmawiałam, a dzisiaj ją na taką szczerość wzięło. Dotarło do mnie dziś, że to może ja za bardzo uprzedziłam się do niej i jej podobnych. Ale z drugiej strony ostatnio zawiodłam się bardzo na dziewczynie, którą od pierwszego dnia w liceum bardzo polubiłam…
Niestety i drinki się skończyły i jej czas, gdyż musiała biegnąć na autobus, a ja mając jeszcze chwilę do wykładów, mimo wszystko pobiegłam w wyznaczone miejsce, coby pogadać z ludźmi, którzy chodzą ze mną na owe wykłady. Jest tam jeden całkiem sympatyczny chłopak, Tomek i z nim zawsze najbardziej można pośmiać, a zwłaszcza dzisiaj 😉 Wiem, że jedna z nas (tzn ze mnie i mojej koleżanki) mu się podoba (takie dziecinne określenie 😛 ). Jak dokładnie to wyszło, nie chce mi się opowiadać. W każdym bądź razie na dzisiejszych wykładach nie raz i nie dwa oblałyśmy się z koleżanką rumieńcem. No i nieskromnie mówiąc zabłysnęłam wśród kursantów, aż wykładowca przede mną uklęknął, coby wyrazić swój podziw nad moją wiedzą ;D
Ohh cały dzień się śmiałam, żartowałam ile mogłam, ale teraz siedzę sama w pokoju i jestem bliska łez. Mamie tradycyjnie zwalam na okres i pół żartem, pół serio proszę żeby wyszła z pokoju. Ona już wie, że wtedy lepiej mnie nie drażnić. Tylko, że tym razem nie chodzi o okres. Brakuje mi kogoś do kogo bym się mogła przytulić. Wiem, wiem jutro przytulę się do Kuby, ale mi jest teraz tak strasznie źle.
Ogólnie staram się nie załamywać. Bo przecież nie ma powodu. Na biurku stoi kubek od Kubusia z napisem “Wiesz co? Kocham Cię”, obok niego bukiecik stokrotek, w głowie cudowne wspomnienia piątku i soboty…
…ale mam ochotę krzyczeć na cały świat i nic na to nie poradzę. To nie w moim stylu, ale chcę jutro, chcę szkołę i te głupie kartkówki i zadania których nie napisałam, chcę 7 lekcji i naukę i nade wszystko chcę obowiązki, żebym nie miała na nic czasu, żebym nie miała czasu myśleć.