“Koncert” był wyśmienity! Zespół nie otrzymał wynagrodzenia i nawet nie wyszedł na scenę. Tak więc ludzie wyczekali się do 22 mniej więcej i po otrzymaniu wiadomości, że jednak się nie doczekają rozeszli się po mieście. Dobrze, że nie spieszyło nam się zbytnio tak więc nie straciliśmy pięniędzy na bilet. Weszliśmy po wszystkim, jak już nie trzeba było płacić. Stadion nie opustoszał tak całkowicie, gdyż co bardziej pijani i spragnieni zabawy wiernie trwali na swoich stanowiskach. Jednakże nasza “impreza” początkowo przeniosła się na krawężnik ;D później zaś za miejski dom kultury. Po raz kolejny przekonałam się, że nie dość że nic nie straciłam na zakończeniu dawnej “przyjaźni”, to jeszcze traciłam trwając w niej.

Dzisiaj godziny ciągnęły się leniwie. Tym leniwiej, że nie wiem czemu zerwało mnie o 7 rano. Lekki trampek w buzi i niemożność przełykania śliny nieco utrudniało żywota przez pierwszą godzinę po przebudzeniu, ale później szybko o tym zapomniałam. Od samego rana coś wisiało w powietrzu. Słońce ukryte gdzieś za chmurami, straszna duchota, aż po południu lunęła ściana deszczu. Ogólnie to lubię taką pogodę, gdy siedzi się w cieplutkim domu, popija gorące kakao, czyta fajną książkę lub coś w ten deseń i słucha bijących po szybie kropli deszczu. Ale nie dzisiaj 🙁 Mieliśmy iść na ognisko do koleżanki Kuby. W sumie tak średnio mi się chciało, ale z pewnością byłoby lepiej niż w domu. Noo nie było tak tragicznie, ale żałuję, że nie zdążyliśmy chociażby do parku na lody iść. Ale ciepło się dopiero zaczyna i mam nadzieję jeszcze będziemy “zwiedzać” park, jak na początku znajomości. Brakuje mi tego…i to bardzo. Tej magii chłodno – ciepłych nocy, kiedy “kolana się trzęsły” niby z zimna i trzeba było się grzać. I nasz pierwszy pocałunek…ehh aż się łezka w oku kręci ;D czemu ja jestem taka sentymentalna? I w ogóle dlaczego mi się to teraz przypamniało? Ten pocałunek, mój pierwszy w życiu, akurat z Kubusiem, tak jak zawsze chciałam. Z jedynym, wyjątkowym, żeby kiedyś nie żałować. I nasza “szczęśliwa ławeczka”. Naprawdę szczęśliwa, bo kiedyś z tego szczęścia na niej płakałam, kiedy Kuba mi obiecał, że “choćby nie wiem, co się działo przez wszystko razem przejdziemy i wszystko pokonamy”…!
Akurat teraz mi się to przypomniało. Zupełnie przypadkiem. Teraz, kiedy chyba trochę w to zaczynałam wątpić. Wierzę, że naszym życiem nie rządzi przypadek. Tylko w takim razie co?

Ten mój przyjaciel to mądry człowiek. Jeszcze nie tak dawno martwiłam się, że nie mam kogoś z kim mogę dosłownie o wszystkim pogadać, bo jednak z facetem o facecie to trochę ciężko, ale teraz właśnie się przekonałam, że jednak wszystko się da 🙂 Kilka, niby zwykłych zdań, a na duchu od razu lżej. Ciężko jest, bo hydraulik wybiera się na urlop ;] Dziś w kościele myślałam, że się wścieknę, bo mi grzywka na czoło uparcie spadała. Dosłownie mnie w środku roznosiło. Nienawidzę tego uczucia, tej niepohamowanej wściekłości na wszystko i wszystkich. Każda najdorbniejsza sprawa urasta do kolosalnych rozmiarów, a każda błachostka sięga rangą tragedii życiowej. I mimo, że rozsądek każe z tym walczyć, kobieca natura zazwyczaj wygrywa 🙁 A naprawdę tego nie chcę. Wiem, że mnie Kuba kocha, wiem, że jestem dla Niego najpiękniejsza, wiem, że tylko ja się liczę, ale teraz jedno nieostrożne słowo i mam ochotę krzyczeć. Oczywiście tego nie robię i miło by było gdyby Kuba docienił moje starania, bo już tyle razy miałam Go opieprzyć ;p

Tak znowu będę skakać z tematu na temat, ale ta ławeczka mi się przypomniała i nie może wyjść z głowy. Nie oddam tego szczęścia i nie zrezygnuję z niego nigdy! Nie po to, tak długo na nie czekałam i nie po to, tak się angażowałam. Nie wiem dokładnie co siedzi w głowie Kuby, ale gdyby chociaż jedną setną moich pragnień podzielał byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. I mimo, że ostatnio jest może trochę ciężko, to damy radę, w końcu “razem musimy przez wszystko przejść” 🙂

Tak teraz rozmawiam z tym moim przyjacielem i przypominają mi się moje początki z Kubą. On właśnie jakiś czas temu zapoznał dziewczynę i ich znajomość intensywnie się rozkręca. Wdrażając mnie w coraz to ciekawsze szczegóły pozwala mi pamięcią sięgnąć do naszych słodkich pierwszych pocałunków, pierwszych nieśmiałych dotyków, wstydliwych spojrzeń. Przynajmniej z mojej strony, bo ja tam wiem, że Kuba, jak każdy facet niczego się nie wstydził :p I mimo, że to co było już nie wróci i niewiele rzeczy będzie “nowych” to jednak czuję, że te wakacje będą jeszcze wspanialsze niż minione. Mam nadzieję, że Kuba też w to wierzy.

Coś jeszcze ważnego miałam pisać, ale zbyt śpiąca jestem, żeby sobie przypomnieć. W głowie kołaczą mi się słowa piosenki (którą swoją drogą wyszukałam na początku naszej znajomości, tak więc wspomnienia z nią są) “(…)i liczy się, kiedy On dotyka moich miejsc(…)”
“Dotykaj moich miejsc”, każdej chwili, sprawiaj by świat był wciąż tak samo fascynujący i…bezpieczny…